Kim dokładnie jest kobieta, która wywalczyła swoją pozycję w motorsporcie dzięki tytanicznej pracy, nauce na błędach i umiejętności adaptacji do zmiennych warunków? Karolina zdobyła podwójne mistrzostwo Europy w Driftingu i obecnie podbija scenę w Stanach Zjednoczonych. Teraz sprawdzamy, jakie były początki utalentowanej mistrzyni.
Jak przyznaje sama Pilarczyk – samochód był wyłącznie przydatnym narzędziem, które pozwalało dotrzeć do wybranego celu. Po zdaniu egzaminu na prawo jazdy, dzięki swojej wrodzonej ambicji, postanowiła podszkolić swoje umiejętności za kółkiem w Akademii Bezpiecznej Jazdy, gdzie po raz pierwszy miała styczność z wprowadzaniem i wyprowadzaniem pojazdu z poślizgu. Jak się okazało, 19-letnia Karolina odkryła swoją pasję. Szalone manewry dostarczały jej zastrzyków adrenaliny i frajdy. Nikt z najbliższego otoczenia zawodniczki nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
Warto wspomnieć, że życie Karoliny zapowiadało się zupełnie inaczej – ma ścisły umysł po tacie, który z zawodu jest informatykiem. Skończyła najlepsze liceum w Warszawie i dwa kierunki studiów – zarządzanie i marketing na Uniwersytecie Warszawskim oraz informatykę ze specjalizacją bazy danych w Polsko-Japońskiej Wyższej Szkole Technik Komputerowych. Jako specjalistka pracowała z powodzeniem w branży IT przez kilka lat, a jej kariera zapowiadała się fantastycznie.
Bakcyl motorsportu na dobre dostał się do krwiobiegu Karoliny i nie zamierzał się stamtąd wynosić. Jednakże podstawowym problemem, z którym musiała się zmierzyć, było znalezienie pomysłu na zabranie się za nowo poznaną pasję. Również w tym przypadku pomógł szczęśliwy zbieg okoliczności.
Na początku swojej przygody z motoryzacją Karolina jeździła ZAZ-em Tavrią – pojazdem, który, łagodnie mówiąc, nie jest bezpośrednim synonimem sportów motorowych. W celu rozwinięcia pasji kobieta postanowiła sprzedać ówczesne cztery kółka. Umówiony klient przyjechał na miejsce legendarnym Nissanem 300ZX, który zrobił na Karolinie ogromne wrażenie. Jak się okazało, niedoszły kupiec Tavrii, Ryszard Plucha, okazał się być częścią społeczności wyścigowej, a dokładniej trenerem i właścicielem szkoły rajdowej. To właśnie dzięki niemu Karolina zgodziła się przyjechać na następne zawody, które rozwiały wszelkie wątpliwości – motorsport stanie się jej nową ścieżką życiową.
Po zachęceniu do startów w KJS przez Ryszarda Pluchę Karolina wpadła na pomysł, by przerobić swojego ZAZ-a na wyścigówkę. Niestety plan spalił na panewce, ponieważ pod nieobecność zawodniczki pojazd został sprzedany. Marzeniem Karoliny stał się Deawoo Lanos z silnikiem 1.4, jednak by zrealizować nowy cel dziewczyna potrzebowała pomocy finansowej. Choć początkowo rodzice nie chcieli zgodzić się na sfinansowanie pojazdu, to dzięki determinacji i zawzięciu ostatecznie zgodzili się poręczyć za kredyt Karoliny na zakup nowego samochodu.
Karolina spędzała w Lanosie każdą wolną chwilę. Do tego stopnia, że potrafiła obudzić się z myślą o piernikach i pojechać prosto do Torunia i z powrotem. Niemniej jednak, zakup samochodu odroczył plany Karoliny na starty w KJS. Dwa lata spędziła na dostosowywaniu czterech kółek do startów – skupiała się przede wszystkim na zawieszeniu i prostych modyfikacjach. To jednak wystarczyło, by nakręcić nową ścieżkę zawodową.
Starty w kilku rajdach przyniosły Karolinie ogromną frajdę z jazdy. To właśnie wtedy zauważyła, że o wiele bardziej woli się ślizgać na zakrętach. Jak wspomina: “Bardzo często dostawałam od swojego pilota ochrzan za to, że nadużywałam hamulca ręcznego, przez co z zakrętów wychodziłam „bokiem”. Wolałam się po prostu ślizgać, niż jeździć technicznie. A on krzyczał na mnie, że najzwyczajniej w świecie tracimy czas”.
Ostateczny krok w stronę driftu zrobiła podczas wyścigów na ¼ mili, gdzie Maciej Polody robił pokaz tej motoryzacyjnej sztuki. Maciej zaproponował jej przejażdżkę, która pomogła jej trafić na tę dyscyplinę sportu. Kilka miesięcy później kupiła swój pierwszy samochód przystosowany do driftu – BMW E36 328 z silnikiem 2.8 litra. Reszta to historia…
(fot. wikipedia en/Karolina Pilarczyk)